25/02/2023

Robaki w kuchni - czy to już dno czy jeszcze nie?

Fot. Unsplash

Robaki już tu są.

Pisałem już o planach ograniczania spożywania mięsa we wpisie: Czy mogę kupić mięso? Nie, ale mamy robaki. Dziś kilka słów na temat głównych bohaterów tytułu. Robactwo w formie przetworzonej  już można znaleźć w wielu produktach spożywczych np. w czekoladzie. Z robactwa produkowane są także popularne batoniki energetyczne. A taka koszenila, czyli barwnik spożywczy E120 wytwarzany z robaków od dawna króluje w produktach spożywczych powszechnego użytku.

Na jedzenie robali trzeba będzie jeszcze długo poczekać.

Z sond ulicznych wynika, że większość społeczeństwa na pomysł zastąpienia np. mięsa, robakami reaguje z obrzydzeniem i ze złością. Wcale to nie jest dziwne. W kulturze europejskiej taka "żywność" jest jeszcze nie do zaakceptowania. I chyba jeszcze, jeszcze długo nie. Unia Europejska robi wszystko, aby jednak oswoić obywateli do takiej "żywności". Środowisko polityków również jest podzielone. Jedni to popierają, inni głośno protestują. Na razie dopuszczono spożywanie świerszcza domowego, larwy mącznika młynarka i szarańczy wędrownej. Co będzie jutro, nikt tego nie wie, ale to nie wygląda i nie brzmi zachęcająco. Do końca też nie wiadomo czy takie bezkrytyczne wprowadzanie robaków do diety nie przyniesie ze sobą przykrych konsekwencji zdrowotnych.

Dajmy obywatelom wolny wybór.

Byłoby najlepiej, żeby produkt miał szansę sam się obronić. Dajmy również szansę konsumentom. Kto chce, niech zażera robale, a kto inny pałaszuje boczki i karkówki. Nie nakłaniajmy i nie lansujmy. Dajmy wszystkim wolny wybór. Tak będzie sprawiedliwie.

23/02/2023

Drogi papierze toaletowy, witaj w klubie luksusowych produktów!

Fot. Pixabay

Po maśle i cukrze przyszła kolej na bliski ciału produkt, którego ceny szybują w górę z drugą prędkością kosmiczną. "Taśma szczęścia" znika ze sklepowych półek w mgnienia oka, nawet jeśli została wystawiona nowa, wyższa cena. W niektórych sklepach cena za osiem rolek niezbędnej, toaletowej potrzeby należy zapłacić ponad dwadzieścia, a nawet trzydzieści polskich złotych. Duże sieci handlowe również podniosły ceny, ponieważ nadmierny popyt przewyższa ograniczoną podaż. 

Papier to nie wszystko.

Dotyczy to również ręczników papierowych, które w ostatnim czasie podrożały o prawie sześćdziesiąt procent. Według handlowców problem leży w braku celulozy — surowca, z którego wytwarzane są wspomniane produkty. Fachowcy twierdzą, że winna jest pandemia i trwająca wojna, które znacznie ograniczyły łańcuchy dostaw z krajów azjatyckich. To nie wszystko. Kolejnymi produktami, które notują w sklepach i hurtowniach astronomiczny wzrost cen, są jaja, banany i margaryna. 

Kluczowe pytanie.

Na razie klienci narzekają i płacą, bo za bardzo nie mają innej alternatywy. Niestety w zdenerwowanych oczach kupujących widać poważne znaki zapytania. Czy ceny papieru w końcu się ustabilizują, czy może czeka nas wszystkich olbrzymi i troszkę wstydliwy kłopot w korzystaniu z domowych toalet? Bo nie ma chyba nic gorszego niż znaleźć się w sytuacji, w której trzeba sobie poradzić bez tego niezwykle ważnego produktu higienicznego.

Alternatywne rozwiązanie problemu.

Palący problem oczywiście można rozwiązać, wykorzystując w stanie totalnej desperacji stare gazety i czasopisma, ale czy o to chodzi? Z drugiej strony, będzie to doskonała okazja do tego, żeby ostatecznie przeczytać zaległą lekturę i pozbyć się stert zaległych gazet. ;)

21/02/2023

Elektryczne samochody? To będzie trudna miłość!

Fot. Unsplash
Czy pokochamy elektryczne samochody? Istnieje taka szansa, bo mają wiele niezaprzeczalnych zalet, ale będzie to istna droga przez mękę. Są ciche i ekonomiczne, mają znakomite osiągi, prostą obsługę i nie zanieczyszczają środowiska, pomijając oczywiście fakt, że te samochody są napędzane prądem pochodzącym z węgla i innych paliw kopalnych. Pomińmy również to, że produkcja baterii do samochodów elektrycznych jest jednym z najbardziej zanieczyszczających procesów w przemyśle. A przecież przed podjęciem decyzji o zakupie takiego elektryka warto wiedzieć o jego istotnych mankamentach.

Koszt zakupu

Do największych minusów można zaliczyć koszt zakupu takiego samochodu. Są znacznie droższe niż ich spalinowi kuzyni oraz nie żłopią paliwa i nie dymią. Pomimo codziennych kosztów eksploatacji, który może być całkiem znośny dla naszych kieszeni, wyższa cena zakupu takiego auta może oznaczać, że potrzeba więcej czasu, aby nasza inwestycja przyniosła nam wymierne finansowe korzyści. 

Zasięg

Pomimo postępów i wysiłków inżynierów różnej maści, samochody elektryczne nadal mają blady zasięg w porównaniu do samochodów z napędem spalinowym. Dla kierowców, którzy często pokonują długie trasy, to może stanowić duży problem.

Sieć ładowania

Sieć ładowania samochodów elektrycznych ciągle się powiększa. Niestety ilość punktów ładowania baterii w porównaniu do ilości tradycyjnych stacji benzynowych stoi na żałosnym poziomie. W dodatku prasa ma dowody na to, że np. w takiej Francji, stacjonarne ładowarki samochodów elektrycznych były zasilane potężnymi silnikami spalinowymi.  Ładowanie takiego elektryka może być znacznie utrudnione w niektórych miejscach, a zwłaszcza w mniejszych lub malutkich miejscowościach. Recykling baterii to również skomplikowany i kosztowny proces, a to może w niedalekiej przyszłości stanowić spore kłopoty w gospodarowaniu takimi odpadami. A skoro już mowa o bateriach, to należy również wspomnieć o tym, że bateria do końca nie jest taka bezpieczna  i w wyniku wypadku lub uszkodzenia może się po prostu zapalić. Co prawda pożary elektryków należą do rzadkości, jednak takie ryzyko istnieje. Gaszenie  pożaru również może być skomplikowane i kierowca samochodu takiego pożaru raczej sam nie ugasi.

Czy pokochamy?

Elektryczne samochody mają swoje wady, ale w końcu życie też jest pełne wyzwań i może z uwagi na środowisko warto jednak podjąć decyzję o zakupie takiego samochodu? 

To może być trudna, bardzo trudna miłość, w dodatku miłość bez należytej wzajemności. Przynajmniej do czasu, aż powyższe problemy zostaną zminimalizowane, bo należy dodać, że redukowanie kosztów produkcji akumulatorów do elektryków ciągle trwa i prawdopodobnie w przyszłości zbudowanie elektryka może być tańsze niż spalinowego. Na razie elektrykami jeżdżą tylko zamożni. Za trzy dekady, jeśli nic innego się nie zmieni, to taki elektryk może stać się dostępny dla przeciętnego Kowalskiego. 

Dziś decyzja o kupnie i ewentualne podjęcie ryzyka "miłosnych cierpień" leży wyłącznie w gestii samego klienta, a zwłaszcza w jego kieszeni.

18/02/2023

Nieszczęśliwi uszczęśliwiacze.

Fot. Pixabay
Uszczęśliwiacze świata ostatnio spuścili z tonu w sprawie samochodów o napędzie elektrycznym. Może zmieniają strategię promocji albo głupio im się po prostu zrobiło, ponieważ auta, które miały być zbawieniem dla klimatu, okazały się sporą udręką, wręcz siódmym nieszczęściem nie tylko dla właścicieli, ale także i dla strażaków. 

Elektryka pożar tyka.

Co prawda pożary "elektryków" zdarzają się dość rzadko, ale jeśli już taki samochodzik się zapali, to ugaszenie pożaru urasta do rzeczy arcytrudnej. Podobno najdłuższa akcja pożarnicza samochodu elektrycznego trwała dziewięć długich godzin, a to już nie są żarty.  Nie da się takiego pożaru skutecznie zagasić wodą, bo woda jedynie chłodzi palący się, gazowy lit. Najlepszym wypróbowanym sposobem jest ... umieszczenie auta na długie godziny w specjalnym kontenerze i zalanie wodą, z uwagi na to, że płonąca bateryjka nawet po ugaszeniu może ponownie się zapalić. Portal Auto Świat twierdzi, że wtórne pożary "elektryków" to już niestety norma. Co prawda ogień taki kontener w końcu zdusi, ale problem w tym, że takie kontenery w naszym kraju są ... tylko dwa

Fot. Unsplash

Gdzie jest ładowarka? Nie ma i nieprędko będzie.

Kolejnym problemem, z którym muszą się zderzać właściciele elektrycznych samochodów to słaba infrastruktura ładowania. Wiele jeszcze prądu upłynie, zanim ładowarki zagoszczą w odpowiedniej ilości na naszych osiedlach i ulicach. Dodajmy do tego problem z akumulatorami, które są przypisane wyłącznie do danego producenta i nie da się ich wymieniać między sobą. To bardzo utrudnia właściwą eksploatację i zwiększa jej koszty. Armatorzy promów też niechętnie widzą samochody elektryczne na swoich pokładach. No i jeszcze zasięgi i ceny takich samochodów też pozostawiają wiele do życzenia.

Przyszłość nie wróży nic dobrego.

Podsumowując — niekoniecznie dobrze to wygląda, a mimo to politycy uszczęśliwiacze podejmują kolejne decyzje całkowicie oderwane od rzeczywistości.  Uszczęśliwiają nas wizją świata wolnego od spalin, ale skutecznej i relatywnie przystępnej alternatywy zapewne jeszcze długo nie będzie. Uszczęśliwiają nas wizją jedzenia różnej maści robactwa z uwagi na krowy i ich dużą emisję gazów cieplarnianych — a nie pytają nas o to, czy karaluch przejdzie nam przez gardło. W dzikim pędzie, z hasłami na ustach o naszym dobrze, sporo nam utrudniają. A takie działania niestety, nie wróżą niczego dobrego.

16/02/2023

Czy mogę kupić mięso? Nie, ale mamy pyszne robaki.

Fot. Internet

Kuriozalny planik.

Walka o zniwelowanie skutków globalnego ocieplenia weszła w kolejną fazę klimatycznej napinki. Włodarze prawie 100 światowych miast podjęli deklarację działań w zakresie poprawy klimatu i pilnych inwestycji w czystsze, bardziej ekologiczne miasta. Ambitny planik decydentów zakłada jednak zredukowanie do 16 kg rocznie ilości spożywanego mięsa, nabiału do 90 kg czy jednokrotnego lotu samolotem (w dwie strony) raz na dwa lata. Wśród światowych metropolii, które są brane pod uwagę w tym programie, znalazła się również nasza Warszawa. 

Łatwo nie będzie.

A skoro trafiło na Polaka, to łatwo z Polakiem nie będzie. Od razu na myśl przychodzi nasza niedawna przeszłość i smutna reglamentacja produktów spożywczych za pomocą kartek żywnościowych. Polak reglamentacji nie lubił, nie lubi i zapewne lubił nie będzie. Przekorna natura zakorzeniła w polskich genach, naturalny przeciw zmuszaniu naszych rodaków do narzuconych działań lub zachowań. Może to dobrze i może właśnie dlatego jesteśmy tak wyjątkowi na społecznej mapie Europy. Prezydenta Warszawy czeka więc nie lada zgryz, jeśli oczywiście chce dochować zapisów deklaracji. 

Zapomnimy o roladkach? Zatęsknimy za tatarem?

Jeśli plan wypali, to czeka nas ogromne wyzwanie naszpikowane mnóstwem niewyobrażalnych kłopotów. Ani się najeść mięsem do syta, ani polatać tam, gdzie się chce. Prawdopodobnie czeka nas wtedy społeczna walka z tymi ograniczeniami, bo trudno uwierzyć, aby przeciętny Polak, przyzwyczajony do tatara, rolad i szaszłyków miał zajadać się jakimiś robalami. Zamiast jak to było w wypadku naszych praszczurów — walki o ogień, czy o miejsca w jaskini, czeka nas teraz walka o mięso, nabiał i możliwość korzystania z prywatnego samochodu, ponieważ z uwagi na zanieczyszczenie powietrza, liczba aut prywatnych także ma być poważnie ograniczona. Sumując to wszystko, można ukuć twierdzenie, że lepiej ... to już było.